- Wierzę, że obcowanie z przyrodą wpływa na nas uzdrawiająco. W otoczeniu roślin leczniczych zdrowieje dusza i ciało – mówi Aneta Zabrzewska, farmaceutka z wykształcenia, zielarka z potrzeby serca, która zaraża mieszkańców Dolnego Śląska miłością do ziół i natury.
* Skąd u Pani taka fascynacja ziołami?
- Interesowałam się nimi już jako dziecko. Mieszkałam na wsi w okolicach Strzegomia – rejonie zielarskim. Zwiedzałam okoliczne łąki, bogate w zioła, przyglądałam się roślinom. Pierwsze miesiące życia spędziłam na polu rumianku. Rodzice oprócz wykonywania oficjalnej pracy zawodowej, jak mnóstwo ludzi mieszkających wokół Strzegomia w tamtych czasach, zajmowali się również uprawą ziół. Mama opowiadała mi, że z tatą zdejmowali górę wózka i wstawiali mnie w „morze” rumianku. Podobno w ogóle nie chorowałam. Nie pamiętam tych wydarzeń w obrazach, lecz w jakiś sposób musiały się we mnie zapisać, bo zapach rumianku do dzisiaj działa na mnie niesamowicie kojąco. Ale żadnej rodzinnej tradycji nie było.
* Jak zatem zioła stały się Pani pasją?
- Ukończyłam studia farmaceutyczne. Wiele przedmiotów dotyczyło ziół, bo medycyna i farmacja wywodzą się z ziołolecznictwa. Pokochałam zioła za to, że są nie tylko skuteczne, ale i piękne. Kilka lat temu, wciąż pracując w aptece, zaczęłam prowadzić warsztaty z ziołolecznictwa. Działalność przyjęła się do tego stopnia, że regularnie staram się ją rozwijać i poszerzać. Staram się przekazać wiedzę kolejnym pokoleniom. Moja praca to coś więcej niż tylko zawód – to misja, której celem jest popularyzacja ziołolecznictwa oraz zachowanie zielarskiej tradycji regionu.
* Z potrzeby promocji ziołolecznictwa zrodziła się „Ziołowa pracownia” – Pani autorski projekt. Proszę o nim opowiedzieć.
- To koncepcja edukacyjno-artystyczna. To miejsce, gdzie natura spotyka się z edukacją. Prowadzę tam warsztaty m.in. dla dzieci, seniorów, kół gospodyń wiejskich. Współpracuję z wieloma różnymi organizacjami. Opowiadam o ziołach, o ich właściwościach, zachęcam do życia w zgodzie z naturą. Pokazuję, że kontakt z przyrodą jest niezbędny dla utrzymania zdrowia, że trzeba ją szanować i żyć z nią w zgodzie. Przecież susze i inne kataklizmy są efektem działalności człowieka. Za daleko odeszliśmy od natury. Na szczęście coraz więcej osób dostrzega potrzebę powrotu do niej i naprawy tego, co zepsuł człowiek. Marzę o tym, by wiedza o ziołach stała się bardziej powszechna.
* To prawda, że odeszliśmy od natury. Dlaczego, według Pani, tak się stało?
- To efekt przemian, do jakich dochodziło w latach 80. Zachłysnęliśmy się wiedzą i tabletką, która miała być dobra na wszystko. Tak jest przecież łatwiej. Absolutnie nie neguję chodzenia do lekarza, ale wszystko trzeba mądrze wyważyć. Na przykład antybiotyk leczy infekcję, ale niszczy florę bakteryjną. Musimy więc zadziałać osłonowo. Bez naszego udziału nie ma zdrowia. Mówię to jako zielarka i farmaceutka, która od 20 lat jest wśród pacjentów.
* W swojej działalności wykorzystuje Pani różne techniki: opowieści, warsztaty robienia kosmetyków, rękodzieła.
- Tak, prowadzę warsztaty o ziołach. Wykonuję rękodzieło z motywami roślinnymi. Udowodniono, że w otoczeniu roślin i wzorów botanicznych lepiej się relaksujemy. Moją pasją są ciasta z ziołami. Lawenda, rozmaryn potrafią niesamowicie podkręcić smak, a są bardzo zdrowe. Osobom, które nie mogą spożywać ziół, bo kolidują z lekarstwami, przybliżam tajniki aromaterapii. Przecież wystarczy użyć olejku, a dom pięknie pachnie. Dodatkowo działa antyseptycznie i antybakteryjnie. Sięgam do tradycji, ale też nawiązuję do nauki. Pokazuję, że zioła mogą być obecne w naszym życiu cały czas, a nie tylko, kiedy coś się dzieje. Uczę, jak rozpocząć przygodę z ziołami, jak je rozpoznawać, co warto mieć we własnym ogrodzie, pokazuję rośliny lecznicze rosnące w najbliższym otoczeniu, często „pod naszymi stopami”. Podpowiadam, jakie zioła mogą pojawić się w codziennej kuchni, a jakie w domowej apteczce. Przedstawiam zasady bezpiecznego stosowania roślin leczniczych. Na moich warsztatach jest teoretycznie, ale też bardzo praktycznie i pachnąco. Powstają ziołowe mieszanki przyprawowe, ziołowe herbatki i proste kosmetyki z ziołami. Prowadzę również warsztaty z medycyny św. Hildegardy, bo to jej zasady najbardziej cenię i stosuję we własnym życiu.
* Dlaczego zioła są dla nas tak ważne?
- Są piękne i skuteczne. Korzyści z używania ziół jest bardzo dużo. Smakują, nadają wyrazu potrawom. Są zdrowe. Pomagają nam w codziennych dolegliwościach. Przy pierwszym katarze nie musimy gnać do lekarza. Możemy mnóstwo zrobić, tylko trzeba wiedzieć, z których ziół korzystać. Możemy leczyć z wykorzystaniem aromaterapii. Możemy ożywić wnętrza przedmiotami z motywem roślinnym. Możliwości wykorzystania ziół jest naprawdę bardzo dużo.
* Mieszka Pani w Pastuchowie. Ma Pani zielnik przy domu?
- Od tego roku mam miejsce, do którego mogę zaprosić warsztatowiczów. Co prawda jeszcze nie tak zagospodarowane, jak bym chciała, ale daje mi już możliwość organizowania w nim zajęć. Staram się mieć w nim te rośliny, o których nauczam, których używam.
* Zdarza się, że przychodzą mieszkańcy i proszą o „ziółka” na różne dolegliwości?
- Oj tak, ale, niestety, nie mam ich w sprzedaży. Nie udzielam konsultacji indywidualnych, ale zawsze porozmawiam, podpowiem, w którym kierunku iść. Albo też wskażę, czego nie mogą.
* Jakie ma Pani plany na najbliższe miesiące?
- Planuję rozbudować bloga. Dużo osób pyta, skąd czerpać informacje o ziołach. Ten blog byłby takim źródłem wiedzy. Poza tym chciałabym bardziej promować na nim też swoje produkty, głównie rękodzieło. Niezmiennie będę także organizować i prowadzić warsztaty zielarskie. Można to robić przecież cały rok, nie tylko w maju czy czerwcu. Nawet zimą mamy w domu wybrane zioła. Przed nami święta i przyprawy korzenne też są roślinami leczniczymi, na które możemy spojrzeć znacznie szerzej.