OSP w Bolesławicach: straż ma się zawsze w sercu

fot. To były owocne lata, wiele się działo i dziś mam poczucie, że zostawiłem coś po sobie dla kolejnych pokoleń – mówi wieloletni prezes OSP Bolesławice Władysław Rajter.


Od ponad 70 lat niosą pomoc tym, którzy jej najbardziej potrzebują. Ratowali budynki przed spaleniem, brali udział w walce z powodzią w 1998 r. w Dusznikach Zdrój, wspierali mieszkańców w rozwiązywaniu codziennych problemów. Członkowie Ochotniczej Straży Pożarnej w Bolesławicach zapisali wiele cennych kart w historii sołectwa i gminy Jaworzyna Śląska. 

 
Jednostka powstała w 1948 r. Drużyna strażacka liczyła wówczas 14 druhów. Pierwszym komendantem był Józef Marcinowski, a prezesem Czesław Stempin. Na gospodarza remizy i woźnicę powołano Antoniego Garleja. Co ciekawe, przed wojną w Bolesławicach istniała doskonale zorganizowana niemiecka jednostka OSP. To po niej nowo tworzona drużyna przejęła remizę. Do dzisiaj w archiwum można podziwiać zbiorową fotografię niemieckich druhów. 
OSP w Bolesławicach: straż ma się zawsze w sercu

fot.  Przed wojną w Bolesławicach istniał doskonale zorganizowany niemiecki oddział Ochotniczej Straż pożarnej. Na zdjęciu członkowie formacji.

 
Jednostka zmieniała się na przestrzeni lat
Od samego początku jednostka systematycznie powiększała swoje wyposażenie. – Straż się zmieniała. Na samym początku do każdej akcji strażacy zwoływani byli trąbką strażacką i syreną ręczną. Dopiero w 1960 r. na szczycie zamontowano elektryczną syrenę. Zmieniały się też środki transportu. Początkowo konie ciągnęły wozy ze strażakami i sprzętem. Potem pojawiły się ciągniki. To było duże udogodnienie, ale dojazd do miejsca akcji trwał niekiedy bardzo długo – wspomina Władysław Rajter, wieloletni prezes jednostki. 
Zmiany zachodziły także na stanowiskach kierowniczych. W ciągu kolejnych 10 lat funkcję komendanta piastowali Stanisław Kusiak i Józef Bryła. Od 1959 funkcję tę przejął Jan Gnosowski. Był to czas pierwszych inwestycji. Przede wszystkim ręczną sikawkę zastąpiła motopompa spalinowa typ PO-4 otrzymana od Państwowej Straży Pożarnej w Świdnicy, która znacznie przyspieszyła akcję gaszenia pożaru. W 1960 r. strażacy wspólnymi siłami wyremontowali świetlicę wiejską. Wykonano m.in. nową podłogę, scenę, ławki i podest przenośny używaną na imprezach plenerowych. W 1961 r. zakupiono przyczepkę strażacką, która służyła do przewozu motopompy wraz z całym osprzętem. Pompa mieściła się między ławkami, na których mogło jechać 6 strażaków. Z przodu zaś jechali woźnica i dysponent, który syreną alarmował, że jadą. Nieustannie gospodarzem remizy strażackiej i woźnicą był Antoni Garlej. To właśnie u niego najczęściej spotykali się strażacy. – Jakoś tak było w zwyczaju, że zbieraliśmy się w kuchni Garleja. W okresie Wielkanocy, kiedy pełniliśmy wartę przy Grobie Pańskim, to w tej kuchni czuwaliśmy całą noc – tłumaczy Władysław Rajter
W 1964 r. komendantem został Władysław Karniej, który funkcję tę pełnił do 1968 r. Powoli przymierzano się wówczas do remontu remizy. Jej stan techniczny był coraz gorszy. W 1972 roku udało się wyremontować dach i wykonano murowany szczyt w miejsce drewnianego, rozebrano także suszarnię węży. 
Wymagania odnośnie transportu sprzętu strażackiego do miejsca pożaru ciągle rosły. Dlatego też w tym samym roku przerobiono przyczepkę konną na ciągnikową, a do przewozu własnymi ciągnikami sprzętu i ludzi do akcji pożarniczych powołani zostali Władysław Rajter, Zbigniew Pulkowski Stanisław Ptaszkiewicz
W 1975 r. decyzją zarządu OSP podjęto deklarację, aby adaptować budynek po magazynie budowlanym na biuro OSP. - Czynem społecznym przeprowadziliśmy remont i przerobiliśmy nie tylko na biuro, ale też pomieszczenie na ubrania czy sprzęt. Dziś mieści się tu sklep – opowiada Władysław Rajter
W 1988 r. na mocy umowy pomiędzy gminą Jaworzyna Śląska a OSP Bolesławice przeprowadzono remont kapitalny remizy, biura i świetlicy. Ustalono, iż 60% kosztów robocizny i 40% kosztów materiałów poniesie OSP, a 40% kosztów robocizny i 60% kosztów materiału - gmina. Remont zakończono dwa lata później. 
 
Od traktora do wozu pożarniczego
Transport ciągnikowy miał szereg wad, lecz najistotniejsza była zbyt mała prędkość poruszania się, która w akcji pożarniczej miała kolosalne znaczenie. W 1992 r. ówczesny burmistrz Artur Nazimek przekazał nam pożarniczego Żuka, który wcześniej wykorzystywała OSP Nowice. Dzięki temu szybciej mogliśmy dotrzeć do miejsca pożaru. Jeździliśmy nim do 2002, kiedy od naszej partnerskiej gminy Pfeffenhausem dostaliśmy strażackiego Forda z kompletną motopompą. Relacje z zaprzyjaźnionymi gminami mieliśmy zawsze bardzo dobre. W 1995 r. Teplice nad Metuji zaprosiło naszą jednostkę na pokazy strażackie, gdzie mogliśmy zaprezentować swoje umiejętności. Rok później w rewanżu czeska jednostka wzięła udział w naszych na zawodach sportowo-pożarniczych – wspomina Władysław Rajter.
W 1999 r. burmistrz Jaworzyny Śląskiej Halina Dydycz przekazała miejscowy Klub Rolnika na remizę, biuro i salę szkoleniową. Dzięki pracy strażaków, mieszkańców wsi i sponsorom wykonano remont kapitalny obiektu. Wymieniono m.in. okna, drzwi, wykonano elewację budynku oraz adaptowano pomieszczenie kotłowni na obszerny garaż. Koszt remontu wyniósł 119 000 zł. 
W 2002 r. jednostka wzbogaciła się o pompę powodziową. Biorąc pod uwagę, że na cała gminę mogło przypadać jedno takie urządzenie, było to dużym wyróżnieniem dla druhów z Bolesławic. Pompa do dzisiaj znajduje się na wyposażeniu OSP Bolesławice. 
Na przełomie 2004/2005 zakupiono maszt i wyciągarkę do suszenia węży, a w 2012 pojazd marki IVECO, wyposażony w zbiornik na wodę i pianę.
 
Na pamiątkę dla kolejnych pokoleń
Obecnie OSP Bolesławice liczy 32 seniorów, 10 juniorów: 15-18 lat oraz 8 juniorów: 12-15 lat. Wiele udało się zrobić, ale plany druhowie wciąż mają ambitne. - Jestem strażakiem, odkąd pamiętam. W wieku 16 lat wstąpiłem do OSP. Byłem sekretarzem, wiceprezesem, a ostatnie 30 lat prezesem. 10 października skończyła się moja kadencja. Straż ma się we krwi, to jest pasja, o której nawet się nie myśli, działanie przychodzi samo. Moje wstąpienie do straży było tak naturalne jak pójście do szkoły. Brat był w straży. Nie było telewizji, radia. A u strażaków zawsze wiele się działo. Jednostka stale coś robiła. Od tamtej pory straż zawsze była w moim sercu. Przez te lata nazbierało się wspomnień. W latach 50-tych doszło do dwóch dużych pożarów stodół. Gasiliśmy je ręczną pompą, tą samą, która dzisiaj stoi obok remizy. Nie była to łatwa praca. Nie było sprzętu, parciane ciężkie węże przerzucano ręcznie. 20 lat później w Bolesławicach dochodziło do podpaleń. Wskutek tego spłonęły 4 stodoły, jedną podpalili dwa razy. Pierwszy raz pożar ugaszono, drugi raz nie było już szansy. Kolejny duży pożar miał miejsce w latach 90-tych. Uratowaliśmy wówczas 4 budynki mieszkalne. Zajęły się od kominów. To były owocne lata, dużo się działo, mam takie poczucie, że zostawiłem coś dla potomnych, żeby mieli po nas pamiątkę. Na starej remizie jest zresztą jeszcze tabliczka, że klucze są u mnie. Nie udało nam się zakupić sztandaru. Liczę, że się to uda w przyszłym roku. Będziemy na pewno do tego dążyć – mówi Władysław Rajter.